Witam znowu!
Ostatnio dluuugo nie pisalam z braku tematu czasu i checi, ale jesli czegos nowego nie napisze to mnie mama zabije, wiec nawet jesli nie specjanie mam chęć to przynajmniej mam motywację w postaci zirytowaniej mamy na skypie ;)
nawet nie to, że nie lubię pisać tego bloga, bardo lubię i cieszy mnie jeśli pojawią się jakieś komentarze, po prostu trudno mi się do tego zabrać, specjalnie teraz kiedy nie mogę wstawiać zdjęcia, mój polski jest beznadziejny i pisanie tylko przypomina mi o tym jak mało czasu mi zostało tutaj ( czyli tylko 35 dni!!! O.o )
I nie wiem o czym pisać...
Jakieś dwa tygodnie temu odbyła się konferencja dystryktu w Mar del Plata i miałam okazję spotkać się z całą masą wymieńców których poznałam na wycieczce na północ. Nie wszyscy się pojawili, bo część nie była z tego dystryktu, inni nie chcieli zapłacić (zresztą ja też nie, i prawie przez to nie pojechałam) a część już wróciła do swoich krajów (chlip chlip). Prawie nie pojechałąm, bo za 3 dni konferencji (czyli w zasadzie pracy dle rotry) rotary zaśpiewało astronomiczną sumę, którą potem obniżyli, która jednak nadal była astronomiczna więc mój klub zaoferował zapłacić za bilety autobusowe, które nie były w cenę wliczone i troche jeszcze obniżyli cenę więc w końcu, dzień przed wyjazdem stanęło na tym, że w końcu pojechałam. I nie żałuję, warto było, właściwie głównie z powodu tego, że tyle innych wymieńców się pojawiło, a z wymieńcami zawsze jest zabawnie (było nas koło 40). Założenie konferencji było takie, że będziemy rozmawiać opowiadać i doradzać przyszłym wymieńcom, czyli z argentynczykami którzy w przyszłości wyjadą do jakiegoś kraju, po za tym mieliśmy razem zrobić prezentacje/przedstawienie o tym jak postrzegamy Argentynę i o naszym życiu tutaj, ale poza tym mieliśmy całe mnóstwo czasu na włóczenie się po mieście, zakupy i gadanie.
Mar del Plata do dość spore (jak na Argentynę) miasto na wschodzie prowincji Buenos Aires, utrzymujące się głównie z turystyki, bo latem przyjeżdżają ludzie z całej argentyny wypoczywać na plaży w upale. Jako że my przyjechaliśmy na styku jesieni i zimy, nie było ani tłumów ani tym bardziej ładnej pogody, za to byliśmy w stanie podziwiać obfite ulewy i morskie wichury. I tak było super :)
Właściwie nie ma dużo do opowiadania, większość czasu spędzaliśmy chodząc po mieście grając w karty, chodząc na wycieczki które organizowali nam rotarianie. Jedyny ładny dzień spędziliśmy chodząc po lesie w 'Sierra de los padres', właściwie dopiero teraz się zorientowałam, że od czasu wycieczki na północ pierwszy raz byłam w lesie. i nawet nie wiem czy dżungla w Misiones się liczy jako las. Tutaj w Olavarrii poza miastem są tylko pola i pola soji, kukurydzy i słoneczników. (Tak więc Wera--> musimy dopisać do naszej 'listy rzeczy do zrobienia po powrocie' spacer po kampinosie- z psem )
Po spacerze wróciliśmy do hotelu i w dużej sali wszyscy się zgromadziliśmy i zaczęliśmy się zastanawiać w jakiej formie moglibyśmy zrobić tą prezentacje. W końcu, czyli po bardzo długim czasie siedzenia gadania i nic nie robienia, zdecydowaliśmy się zrobić przedstawienie, które zacznie się na tym, że siedzi parę osób na lotnisku z walizkami i rozmawia o tym, że już muszą wracać do swoich krajów, że niekoniecznie chcą wrócić i tak zaczynają wspominać od początku najważniejsze rzeczy, które się podczas tego roku wydarzyły. Jak tylko wspomnieji o czymś ważniejszym, grupa osób wychodziła i zaczynała (występować, actuar, odgrywać? nie pamiętam już jak się pisze po polsku!) odgrywać scenkę o której mowa. Każdy występował przynajmniej w jednej scence. Fajnie nam to wyszło, wzieliśmy esencje tego czym jest Argentyna, wymiana i jacy są argentyńczycy i zrobiliśmy z tego parodię wykorzystując stereotypy, własne doświadczenia i zabawne przeżycia które nam się przytrafiały. Było np. Pożegnanie z rodziną na lotnisku, pierwsze spotkanie z h-rodziną i próba komunikacji bez znajomości jezyka, pierwszy dzień szkoły, pierwsze spotkanie z przyjaciółmi pijąc Mate, dziwne godziny jedzenia ( w Argentynie kolacje się je o 10-11 w nocy), pierwsze wyjście do dyskoteki (tutaj wszyscy co weekend wychodzą tańczyć, taka kultura :D ) próba spakowania walizki by zmienić rodzinę, co jest praktycznie niemożliwe, bo po sześciu miesiącach zdajesz sobie sprawę, że nie mieszczą ci się rzeczy, i tak dalej i tak dalej. Dużo tego było, ale zrobiliśmy to z poczuciem humoru, więc jak to przedstawiliśmy w teatrze ostatniego dnia na dużym dystryktalnym spotkaniu rotary, to wszystkim się spodobało :) Potem, wieczorem była chyba najfajniejsza część wycieczki, bo odbyła się gala, czyli oficjalna kolacja w bardzo ładnym lokalu, wszyscy się ładnie ubraliśmy a potem kiedy rotarianie sobie poszli włączyli Kumbie(- typową argentyńską muzykę dyskotekową o której napisze później) i party party party :D podczas kolacji chyba nieżle wszystkich zaskoczyliśmy, bowiem wymieńcy w argentynie mają taki zwyczaj że kiedy się zbieramy zawsze śpiewamy, a tak się stało, że w podczas jedzenia puszczali muzykę i w połowie kolacji zaczęła lecieć piosenka 'my heart will go on' z titanica i wszyscy spontanicznie zaczeliśmy śpiewać, tańczyć i klaskać, było super śmiesznie, wszyscy oficialnie wyglądający ludzie z rotary byli bardzo zdziwieni i parenaście osób nas zaczeło filmować, naprawdę musiał to być niezły widok i to tak spontanicznie. Bedzie mi brakować tych wszystkich szalonych wymieńców :/ ech, nie chce wracać.
Następnego ranka wszyscy spakowaliśmy walizki dość smutni pożegnaliśmy się ze sobą, to dość dziwne uczucie, żegnać się z ludżmi z którymi wiesz, że już nigdy się nie spotkasz a wśród których spędziłeś najlepsze momentu z wymiany/ życia. Nie lubię pożegnań :(
I już za 35 dni będę musiała pożegnać wszystkich, którzy byli najważniejszymi osobami dla mnie przez ten wspaniały rok, nie wiem jak to zrobię, wiem że moi przyjaciele szykują dla mnie suprise party :)
Ale z drugiej strony za 35 dni znowu zobaczę się z rodziną, przyjaciółmi i warszawą :D
Tak więc, jeszcze coś napisze, a tymczasem do zobaczenia za 35 dni!!!
Ostatnio dluuugo nie pisalam z braku tematu czasu i checi, ale jesli czegos nowego nie napisze to mnie mama zabije, wiec nawet jesli nie specjanie mam chęć to przynajmniej mam motywację w postaci zirytowaniej mamy na skypie ;)
nawet nie to, że nie lubię pisać tego bloga, bardo lubię i cieszy mnie jeśli pojawią się jakieś komentarze, po prostu trudno mi się do tego zabrać, specjalnie teraz kiedy nie mogę wstawiać zdjęcia, mój polski jest beznadziejny i pisanie tylko przypomina mi o tym jak mało czasu mi zostało tutaj ( czyli tylko 35 dni!!! O.o )
I nie wiem o czym pisać...
Jakieś dwa tygodnie temu odbyła się konferencja dystryktu w Mar del Plata i miałam okazję spotkać się z całą masą wymieńców których poznałam na wycieczce na północ. Nie wszyscy się pojawili, bo część nie była z tego dystryktu, inni nie chcieli zapłacić (zresztą ja też nie, i prawie przez to nie pojechałam) a część już wróciła do swoich krajów (chlip chlip). Prawie nie pojechałąm, bo za 3 dni konferencji (czyli w zasadzie pracy dle rotry) rotary zaśpiewało astronomiczną sumę, którą potem obniżyli, która jednak nadal była astronomiczna więc mój klub zaoferował zapłacić za bilety autobusowe, które nie były w cenę wliczone i troche jeszcze obniżyli cenę więc w końcu, dzień przed wyjazdem stanęło na tym, że w końcu pojechałam. I nie żałuję, warto było, właściwie głównie z powodu tego, że tyle innych wymieńców się pojawiło, a z wymieńcami zawsze jest zabawnie (było nas koło 40). Założenie konferencji było takie, że będziemy rozmawiać opowiadać i doradzać przyszłym wymieńcom, czyli z argentynczykami którzy w przyszłości wyjadą do jakiegoś kraju, po za tym mieliśmy razem zrobić prezentacje/przedstawienie o tym jak postrzegamy Argentynę i o naszym życiu tutaj, ale poza tym mieliśmy całe mnóstwo czasu na włóczenie się po mieście, zakupy i gadanie.
Mar del Plata do dość spore (jak na Argentynę) miasto na wschodzie prowincji Buenos Aires, utrzymujące się głównie z turystyki, bo latem przyjeżdżają ludzie z całej argentyny wypoczywać na plaży w upale. Jako że my przyjechaliśmy na styku jesieni i zimy, nie było ani tłumów ani tym bardziej ładnej pogody, za to byliśmy w stanie podziwiać obfite ulewy i morskie wichury. I tak było super :)
Właściwie nie ma dużo do opowiadania, większość czasu spędzaliśmy chodząc po mieście grając w karty, chodząc na wycieczki które organizowali nam rotarianie. Jedyny ładny dzień spędziliśmy chodząc po lesie w 'Sierra de los padres', właściwie dopiero teraz się zorientowałam, że od czasu wycieczki na północ pierwszy raz byłam w lesie. i nawet nie wiem czy dżungla w Misiones się liczy jako las. Tutaj w Olavarrii poza miastem są tylko pola i pola soji, kukurydzy i słoneczników. (Tak więc Wera--> musimy dopisać do naszej 'listy rzeczy do zrobienia po powrocie' spacer po kampinosie- z psem )
Po spacerze wróciliśmy do hotelu i w dużej sali wszyscy się zgromadziliśmy i zaczęliśmy się zastanawiać w jakiej formie moglibyśmy zrobić tą prezentacje. W końcu, czyli po bardzo długim czasie siedzenia gadania i nic nie robienia, zdecydowaliśmy się zrobić przedstawienie, które zacznie się na tym, że siedzi parę osób na lotnisku z walizkami i rozmawia o tym, że już muszą wracać do swoich krajów, że niekoniecznie chcą wrócić i tak zaczynają wspominać od początku najważniejsze rzeczy, które się podczas tego roku wydarzyły. Jak tylko wspomnieji o czymś ważniejszym, grupa osób wychodziła i zaczynała (występować, actuar, odgrywać? nie pamiętam już jak się pisze po polsku!) odgrywać scenkę o której mowa. Każdy występował przynajmniej w jednej scence. Fajnie nam to wyszło, wzieliśmy esencje tego czym jest Argentyna, wymiana i jacy są argentyńczycy i zrobiliśmy z tego parodię wykorzystując stereotypy, własne doświadczenia i zabawne przeżycia które nam się przytrafiały. Było np. Pożegnanie z rodziną na lotnisku, pierwsze spotkanie z h-rodziną i próba komunikacji bez znajomości jezyka, pierwszy dzień szkoły, pierwsze spotkanie z przyjaciółmi pijąc Mate, dziwne godziny jedzenia ( w Argentynie kolacje się je o 10-11 w nocy), pierwsze wyjście do dyskoteki (tutaj wszyscy co weekend wychodzą tańczyć, taka kultura :D ) próba spakowania walizki by zmienić rodzinę, co jest praktycznie niemożliwe, bo po sześciu miesiącach zdajesz sobie sprawę, że nie mieszczą ci się rzeczy, i tak dalej i tak dalej. Dużo tego było, ale zrobiliśmy to z poczuciem humoru, więc jak to przedstawiliśmy w teatrze ostatniego dnia na dużym dystryktalnym spotkaniu rotary, to wszystkim się spodobało :) Potem, wieczorem była chyba najfajniejsza część wycieczki, bo odbyła się gala, czyli oficjalna kolacja w bardzo ładnym lokalu, wszyscy się ładnie ubraliśmy a potem kiedy rotarianie sobie poszli włączyli Kumbie(- typową argentyńską muzykę dyskotekową o której napisze później) i party party party :D podczas kolacji chyba nieżle wszystkich zaskoczyliśmy, bowiem wymieńcy w argentynie mają taki zwyczaj że kiedy się zbieramy zawsze śpiewamy, a tak się stało, że w podczas jedzenia puszczali muzykę i w połowie kolacji zaczęła lecieć piosenka 'my heart will go on' z titanica i wszyscy spontanicznie zaczeliśmy śpiewać, tańczyć i klaskać, było super śmiesznie, wszyscy oficialnie wyglądający ludzie z rotary byli bardzo zdziwieni i parenaście osób nas zaczeło filmować, naprawdę musiał to być niezły widok i to tak spontanicznie. Bedzie mi brakować tych wszystkich szalonych wymieńców :/ ech, nie chce wracać.
Następnego ranka wszyscy spakowaliśmy walizki dość smutni pożegnaliśmy się ze sobą, to dość dziwne uczucie, żegnać się z ludżmi z którymi wiesz, że już nigdy się nie spotkasz a wśród których spędziłeś najlepsze momentu z wymiany/ życia. Nie lubię pożegnań :(
I już za 35 dni będę musiała pożegnać wszystkich, którzy byli najważniejszymi osobami dla mnie przez ten wspaniały rok, nie wiem jak to zrobię, wiem że moi przyjaciele szykują dla mnie suprise party :)
Ale z drugiej strony za 35 dni znowu zobaczę się z rodziną, przyjaciółmi i warszawą :D
Tak więc, jeszcze coś napisze, a tymczasem do zobaczenia za 35 dni!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz