czwartek, 9 lutego 2012

Boże narodzenie

Boże narodzenie trochę mnie niepokoiło, to przecież takie rodzinne święto i nie wiedziałam czy przypadkiem nie zacznę tęsknić za wszystkimi pozastawianymi  daleko w Polsce krewnymi  przyjaciółmi. Jak dotychczas dobrze mi szło, nie miałam żadnych nagłych lub przewlekłych napadów tęsknoty- szczerze mówiąc za bardzo byłam zajęta by mieć czas na takie luksusy jak nostalgiczne wspominanie życia przed wymianą. Miałam nadzieję, że po powrocie z Necochei będzie podobnie i że w szale przedgwiazdkowych przygotowań nie będę zbytnio myśleć o tym co robi moja rodzina w Warszawie.
Tymczasem, po powrocie z Entre Rios i Necochei dom wyglądał.... nie tyle marnie, co zwyczajnie. Nic. Żadnych ozdób świątecznych, żadnej CHOINKI, nie nic takiego. Co prawda nie rosną tu żadne naturalne drzewa iglaste zdolne udawać choinki, ale sztuczne plastikowe drzewka pojawiły się już jeden dzień po Halloween, zasypując ulice atmosferą, którą ja, w połączeniu z wszechobecnym upałem w żaden sposób nie mogłam odebrać jako świąteczną.
Przywykłam również by dekorować swój dom prze świętami. No a choinka to przecież podstawa. W zeszłym roku spędziłam blisko dwa miesiące przygotowując, wycinając, rysując odmierzając, szkicując i doklejając kawałki papieru. W efekcie, kiedy rozwiesiłam z braciszkiem to co zrobiłam, w efekcie partr domu zmienił się w wioskę świętego mikołaja z filmu 'The nightmare before Christmas'. Były domki, sarny, pingwiny, pierniczki, latarnie, lampki i wielki napis 'Christmas town' :D

A tymczasem tutaj nic. Nie było nawet choinki. Prawie się nie rozpłakałam jak wróciłam, chociaż to akurat nie miało nic związanego z brakiem świątecznych ozdób. Po prostu okazało się, że podczas mojej nieobecności zostawiłam trochę jedzenia- trochę ciasteczek w głównej szufladzie. Więc jak wróciłam zastał mnie niemiły widok tysięcy mrówek zasypujących (niegdyś białą) podłogę mojego pokoju. Ale naprawdę, było CZARNO od mrówek. Ktoś posprejował środek owadobójczy więc zdechłe. Paczka z Polski właśnie dotarła do domu, ale musiałam spędzić pierwsze trzy godziny sprzątając centymetr po centymetrze pokój: wszystkie dywany, szuflady, pościele, zasłony, ściany itd. Naprawdę, w życiu nie robiłam takich porządków
Byłam tak zdemotywowana brakiem choinki, że sama sobie narysowałam choinkę-od-siedmiu-boleści i powiesiłam w świeżo odmorówczonym pokoju, wraz z trzema prezentami które dostałam z Polski

W sumie najgorzej było dzień przed wigilią, kiedy to rozmawiałam z rodziną i znajomymi na skypie i słuchałam ich sprawozdań z wigilijnych przygotowań i zakupów i z kolei ja im opowiadałam o ich kompletnym braku. Właściwie to spędziłam większość dnia sama w domu, bo siostry gdzieś sobie poszły, a Roberto również ani śladu. Stwierdziłam więc, że to że oni najwyraźniej postanowili olać zarówno mnie jak i święta, nie znaczy że muszę zrobić to samo. Poszłam z koleżankami na świąteczne zakupy. Wieczorem zrobiłyśmy pierniczki a następnego ranka, w wigilie je udekorowałyśmy 
Dekorowanie prezentów i pierniczków to jedne z moich ulubionych świątecznych zajęć :)
Następnego dnia (wigilia) moje samopoczucie było już nieco lepsze, zdołałam przekonać siebie, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, bo spędzam święta w upale, ze znajomymi jedząc świeżo zebrane figi w ogrodzie koleżanki. Poza tym rozpakowałam prezenty z Polski (Bardzo dziękuję!!!) i dostałam świetną książkę o jeździe konnej w tradycyjnym stylu Gaucho :D Od host mamy dostałam śliczne białe rolki figurowe :)  Jakby tego było mało spędzałam święta otoczona kociakami i szczeniaczkami: Koleżanki (Zaai) kotka się ostatnio okociła więc gdy poszłyśmy dekorować pierniczki miałam dodatkową atrakcję tygodniowego kociaka o imieniu Rudolfo. Z kolei labradorka siostry Pili, również się oszczeniła, wydając na świat 10 najcudowniejszych i najsłodszych szczeniaczków jakie w życiu widziałam (poza moim Frodem oczywiście ;) )


Tygodniowy kociak...

...i dziesięcio-dniowe szczeniaki




Moje nowe rolki :D


Powinnam napisać coś nowego w miarę szybko, bo brakuje: sylwester i entre rios wielki powrót część 1 oraz entre rios wielki powrót część 2. Oraz tornado, które ma chyba już jakieś 3 miesiące opóźnienia. Wszystko to powinnam zdobić do 15 lutego, bo jak nie to chyba już nigdy nie dogonię własnego życia. 15 wyruszam z rotary na POŁNOC!!! na prawie trzy tygodnie :D Będzie co opisywać.




To ja po krótkich przemyśleniach stwierdziłam, że dopiszę tę część o tym nieszczęsnym tornadzie tutaj, poniżej:

No wię tak, straaaaaasznie dawno temu, jak jeszcze miałam szkołę- a właściwie to było dzień po powrocie z Rio Negro więc nie byłam w szkolę- siedziałam sobie sama w domu, gdy dosłownie pogoda zmieniła się w przeciągu pół minuty, było ładne błękitne niebo a tu trach, i leje jak z cebra, przez okno właściwie nic nie widać-tylko latające krzesła ogrodowe. Po 10 minutach rozłączyło prąd i ciepłą wodę. A po 15 minutach zorientowałam się, że zostawiłam okno otwarte na oścież. Pobiegłam je zamknąć. Nie miałam pojęcia, że to tornado i była samiutka w domu bez prądu, więc śmiesznie ogólnie.
Dodatkowy bonus: z powodu bałaganu związanym z tornadem następnego dnia nie ma szkoły. powinnam wspomnieć, że wcześniej miałam przedłużony dłuższy weekend prze Rio negro, we wtorek po powrocie  byłam 'zmęczona podróżą' w środę nie ma szkoły, bo tornado, a w piątek zakończenie roku szkolnego. :D 
Latające krzesło

dzień później jako że nie było szkoły przeszłam się po parku zobaczyć szkody. Znowu pojawiło się słońce


4 komentarze:

  1. Hej, fajnei sie ciebie czyta, czekam na wiecej, bo juz luty mamy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieki :) kimkolwiek jestes

    OdpowiedzUsuń
  3. O nasza piosenka!!!!
    zgadnij kto to





    choć możesz pomyśleć, że to Adela, a to by było niewłaściwe, bo zwiększyło by to jej przekonanie o tym że ją bardziej lubisz, a to nie prawda, bo bardziej lubisz mnie i trzeba jej to udowodnić :D
    więc ja to Wera

    OdpowiedzUsuń
  4. ej, wiedzialam od razu ze to ty ;)

    OdpowiedzUsuń