czwartek, 29 września 2011

Pakowanie

(Niecały) stos prezentów oraz 222 przypinki

No tak, jutro wylot, krzątaniny, pakowanie, porządkowanie, do załatwienia jeszcze jedna zaległa szczepionka. Kto by wymyślił lepszy czas by się rozchorować?. W dodatku ja nie choruje częściej niż raz-dwa razy do roku. jakiego trzeba mieć farta, żeby się przeziębić tuż przed wyjazdem. Z takim fartem, szkoda że nie wzięłam udziału w totku parę dni temu.
 *
No, ale nie wszystko jest złe. Po licznych telefonach do linii lotniczych, udało się wynegocjować dodatkową walizkę, oczywiście za zapłatą. A oto co się w tej walizce znajdzie:sękacz, florentynki, pigwówka (roboty mojej babci dla host-taty) kilogramem krówek, oraz kaszka manna. Oraz oczywiście prezenty. Mniej więcej tak to sobie wyobrażam:
walizka 1: 1/5 ubrania 'wyjściowe'
                2/5 Skrzypce (tak, jadą w walizce)
                1/5 normalne ubrania
                1/5 inne rzeczy (kosmetyki, elektronika)
walizka 2:  2/5 JEDZENIE
                2/5 prezenty
                1/5 ubranie
Bagaż podręczny: książki, ubranie, leki, laptop.
 *
Przedwczoraj zaliczyłam u Babci kurs robienia NAJLEPSZYCH NA ŚWIECIE pierogów i faworków. No a wczoraj miałam ostatnią lekcję skrzypiec, a potem nie byłam już w stanie zrobić nic. Dzisiaj już w miar
ę funkcjonuję

niedziela, 25 września 2011

takie tam

Za tydzień o tej godzinie będę już się aklimatyzować w Argentynie. Dziwne.
 *
Wczoraj mama miała urodziny, więc przyszło sporo gości. Tak się składa, że dzieci mamy znajomych są moimi koleżankami, więc miałam szanse się spotkać i pożegnać. Było miło, ale i trochę smutno. Nie jestem osobą bardzo towarzyską, i nie mam jakiś milionów znajomych, ale ci, których mam są prawdziwymi przyjaciółmi, szczerymi, lojalnymi i wiernymi ( a także w niektórych przypadkach mocno świrniętymi ;)). Wielu zadeklarowało, że odprowadzi mnie na lotnisko. To też jest bardzo miłe i w ogóle,ale też będzie (podejrzewam) także mocno krępujące. Nie lubię pożegnań, i już teraz wiem, że będę ryczeć jak dziecko. A widownia w takich okolicznościach to może nie najlepszy pomysł. Chociaż może i jest. Sama nie wiem. W sumie bardzo się cieszę, że będę miała jeszcze jedną szansę, żeby się pożegnać z bliskimi. Tak. Chyba jednak się cieszę, że będą tam. Jezusmaria, zaczynam pisać jak Miron Białoszewski. Trzy słowa i kropka- koniec zdania.
  *
Faza paniki minęła, ale teraz wszystko jest takie'ostatnie', ostatnie spotkanie z kimś tam , ostatnie zakupy, ostatnia niedziela, ostatnie wyjście, ostatnia okazja by spędzić z kimś czas, ostatnie chwile na załatwienie ważnych spraw. Zdałam sobie sprawę, że mój strach przed wyjazdem nie wiąże się z obawą przed nieznanym, po prostu boje się, że nie zdążę wszystkiego załatwić przed wyjazdem. A czasu jest coraz mniej. 6 dni.
 *
Jest godzina 15:00 i właśnie jem śniadanie. Efekt wczorajszych urodzin. Widać przestawiłam się już na czas Argentyński ;)

czwartek, 22 września 2011

Przygotowania do wyjazdu



Tak... zostało mi 8 dni do wyjazdu. Gdzie się podział cały ten czas?!? Co się stało?!? przecież 30 września był tak daleko, daleko, a przygotowania ciągnęły się w nieskończoność. Nagle czas przyszły, w którym mówiło się o wyjeździe stał się niebezpiecznie teraźniejszy.
Walizka już kupiona, prezenty też, ubrania posortowane na dwie części :  te które zostawiam (większa część) i te które zabieram (mniejsza część). W sumie nie powinnam narzekać. Podczas gdy moi rówieśnicy chodzą do szkoły, ja chodzę po sklepach i kupuję rzeczy na wyjazd. Oprócz tego siedzę w domu czytam to i owo o historii Argentyny, oraz desperacko próbuję nauczyć się choć trochę hiszpańskiego. Tak to wygląda. Przynajmniej w teorii. W praktyce opiekuję się chorym bratem (Oliś ma 4 lata), pomagam w domu, czytam książki, oglądam 'Mistrza i Małgorzatę' i  zapycham się lodami. Słowem, robię wszystko by nie myśleć o panice, która nagle mnie dopadła dwa dni temu.