sobota, 21 lipca 2012

Hej,
Ostatni dzien w Argentynie... jutro rano wsiadam w samolot do domu i  moja wymiana bedzie oficialnie skonczona, nie bede juz wymiencem. Nie chce sie zbytnio rozpisywac na temat wyjazdu, pozegnan z przyjaciolmi i rodzina i wszystkich tych smutnych i ciezkich sprawach, bo jestem zmeczona, a piszac o tym wszystkim pewnie zmeczylabym i was. Po za tym juz mi chyba przeszlo, jestem w buenos aires cala padnieta po dlugim dniu zwiedzania miasta na piechote (byl ladny sloneczny dzien wiec w ogole super) i wlasciwie juz przygotowana do wyjazdu. Ciezko bylo wczoraj, bo trzeba bylo zrobic wszystkie te rzeczy ktore nienawidze robic (pakowanie,organizowanie, pozegnanie, wyjezdzanie, panikowanie) i pozegnac sie z moja kochana trzecia host rodzina, bo moze na poczatku byly nieporozumienia, ale pod koniec bardzo dobrze sie odnalazlam w domu-zakladzie-fryzjerskim. Wczoraj bylo trudno, wiec dzisiaj moze byc tylko lepiej. Juz sie z wszystkimi pozegnalam i teraz nie moge sie doczekac powitania wszystkich w Polsce
Jestem optymistyczna w skrocie mowiac :) Bo tez czekaja na mnie moja rodzina, przyjaciele zwierzaki i wszystko za czym tesknilam przez ostatni rok. I oczywiscie pierogi :D szarlotka, sernik i zupa :)
(Pisanie bloga jednoczesnie sluchajac Michael Jacksona na youtubie nie jest najlepszym pomyslem. Nie da sie sluchac jego piosenek bez ogladania teledyskow), wiec prosze wybaczyc kiepska zawartosc tego wpisu, jestem zmeczona i nie chce pisac zbyt sentymentalnie. Jutro spedze w samolocie na przemian spiac wspominajac i placzac. Na to wyglada. Tymczase zaraz ide zjesc moje ostatnie empanady w Argentynie w tym roku.

Argentyna to piekny kraj z wspanialymi ludzmi i bedzie mi okropnie zal wyjezdzac, jakkolwiek bardzo ciesze sie przylotu do Polski. Jak powiedzialam nie chce sie rozklejac emocjonalnie wiec napisze moze troche o buenos aires, gdzie jestem od popoludnia. Mialysmy (ja i Lu, siostra barbi ktora mieszka z nami w Polsce)(zatrzymuje sie w domu Lu do jutra) mialysmy zrobic tour buenos aires autobusem turystycznym i w trzy godziny zwiedzic wszystkie zabytki. Ale jak doszlysmy do miejsca gdzie sie kupuje bitety okazalo sie ze juz nie bylo miejsca. Wiec postanowilysmy pojsc pieszo. Zwiedzilysmy tak spory kawal bs as i przy okazji okropnie sie zmeczylysmy, wrocilysmy do domu ledwo zywe, ale udalo nam sie zwiedzic la plaza me mayo i la casa rosada, puerto madero z pieknym mostem kobiet i la plaza serrano gdzie bylo cale mnostwo targowisk sklepow z ubraniami, torbami, zabawkami, ze wszystkim tak naprawde. Po wydaniu tam troche pieniedzy doczlapalysmy sie do domu. Zajelam sie przepakowywaniem walizek, tak by sie wszystko miescilo i, o dziwo, chyba nie mam nadbagazu (mam za to 3 walizki wszystkie idealnie 23kg).
napisze jakies ladne podsumowanie juz w Polsce, kiedy bede bardziej wypoczeta i bede miala wiecej czasu, tymczasem ide spac, bo jutro musze rano wstac.                          

Tak wiec do zobaczenia w Polsce!

2 komentarze: