niedziela, 16 października 2011

Trochę o kulturze: Jedzenie


Najpierw, pragnę wszystkim matkom serdecznie życzyć wszystkiego najlepszego z okazji argentyńskiego dnia matki!
  ***
To chyba będzie ten obiecany wpis o kulturze argentyny. Mówię chyba, bo nigdy nie wiem co z tego mojego pisania wyjdzie dopóki nie skończę.
No więc.
O to może powiem coś o jedzeniu, bo jadłam dzisiaj dość typowe dla Argentyny danie: Asado. W Argentynie kochają wołowinę i właściwie bez przerwy ją jedzą. Ja sama raczej wolę warzywa od mięsa, ale musze przyznać, że mięso tu mają wyśmienite. A asado, to najlepsze mięso możliwe, i niezwykły rarytas w Argentynie. Danie składa się z całych kilogramów wołowiny, żeberek, przyprawionych i grillowanych, prawdziwa pychota. Nawet ja- niestrudzona pożeracza warzyw jestem w stanie docenić asado.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy się zorientowałam że mają tu coś na wzór pierogów. Nazywa się enpanadas i jest dwa-trzy razy większe od normalnego pieroga, i zrobione z czegoś jak ciasto francuskie. w środku jest albo ser z szynką, mięso mielone lub kurczak.
Enpanadas, czyli pierogi po argentyńsku.
Poza tym, kochają słodycze (tak jak ja :D ) to musi być niezły biznes tutaj, otworzyć cukiernie, albo piekarnię. Na śniadanie jedzą (jemy) tylko i wyłącznie słodkie rzeczy: bułeczki, kakao, palmiery oraz Dulce de leche, czyli w tłumaczeniu słodkie mleko, czyli coś na wzór kajmaku. Tutaj wszystko co słodkie je się z dulce de leche, albo o smaku dulce de leche. Pychotki pychotki, same pychotki. 
Jest jedna rzecz, którą nie lubię, nazywa się Mate i est coś jakby tradycyjną herbatą, którą się zaparza w jednym kubku i podaje na około. Pije się przez słomkę z filtrem, żeby nie nie wypić przez przypadek fusów. Smaku nie sposób opisać, ale jest bardzo mocny i niesmaczny. Mate tutaj piją absolutnie wszyscy. Jeśli ktoś z domu wychodzi, to każdy bierze termos z wodą i woreczek z yerbą (czyt.szerbą). Jak się rozejrzeć po parku, to każdy ma ze sobą termos.
Kochana h-siostra Pillar i mate
  ***
O Polsce to oni nie wiedzą zbyt dużo. Po licznych rozmowach z różnymi ludźmi zdążyłam się zorientować jak się sprawa miewa. Otóż: Starsze pokolenie jak słyszy ‘Polska’ To myśli ‘Jan Paweł II’, młodsze kojarzy Pudzianowskiego i Podolskiego. O Polańskim też słyszeli, ale są przekonani, że jest z Rosji. Fakt, że w Polsce, mówi się po polsku, był dla wszystkich wielką nowością. Przez pierwsze parę dni w szkole musiałam wszystkim czytać fragmenty z polskich książek, bo nie dawali mi spokoju. No i ogólnie to jeszcze z rozmów by wynikało, że Polska jest krajem z nikąd, tzn. mają wiele teorii co do położenia geograficznego mojego kraju. Słyszałam wersje takie jak np. Polska jest w Azji, w Rosji, jest gdzieś koło koła podbiegunowego (i wiecznie pada śnieg). A Warszawa to osobne państwo (rozmowa: Jesteś z Warszawy? A ja myślałam, że z Polski). Zaczęłam na stałe nosić ze sobą pocztówkę z panoramą Warszawy, by udowadniać im, że Warszawa to nie wieś. Nie wszyscy są oczywiście tacy niedouczeni, jednak większość rozmów na ten temat jest bardzo śmieszna.
Asado
   ***
Na szczęście mam taką jedną zaletę, że dość szybko się przyzwyczajam i szybko odnajduje się w nowych sytuacjach. Na nieszczęście mam jednak problemy żeby przystosowac się do dwoch zwyczajow Argentyńczyków:
Zwyczaj numer 1) Chodzenie po domu w butach. Niby takie proste: nie zdejmować butów w domu Jednak ja najbardziej kocham chodzić na bosaka nawet na dworze, wiec chodzenie w butach po domu jest jakąś prawdziwa mordęgą dla mnie. Jak musza pachniec ich buty, skoro nigdy nie daja stopą odpocząć?*  Tak więc przez pierwszy tydzień uparcie zdejmowałam buty po wejściu do domu, (co bardzo dziwiło moją h-rodzinę) Musicie jednak wiedzieć, że wieczorem w domu robi się naprawdę zimno, a podłoga w znacznej części jest kamienna. Tak więc przez pierwszy tydzień równie uparcie marzły mi stopy. Jeszcze na dodatek nie wiem czemu, ale tutaj, w Argentynie nie istnieje coś takiego jak nie śliska podłoga. W butach to się można tutaj zabić. Naprawdę. tu jest tak ślisko, że można by było na łyżwach jeździć. 
 * Nie, nie jestem na tyle ciekawa, żeby sprawdzić.

Nie przestaję jednak dziwić Argentyńczyków. „Nie dość, że ta dziwaczka (ja) cały czas próbuje sobie pobrudzić skarpetki, to jeszcze jakaś anorektyczna jest i nie je kolacji”. A oto powód:
(czyli zwyczaj numer 2) Oni jedzą kolację między  godziną 22-23.00 wieczorem. O tej godzinie w ogóle nie jestem głodna! Co więcej, o tej godzinie najchętniej bym już leżała w łóżku, bo szkola zaczyna się o 7:30 (a i tak nie zasypianie na lekcjach jest wystarczająco trudnym zadaniem bez dodatkowego niewyspania), Argentyńczycy jednak o tej porze szczęśliwie pałaszują sobie całkiem sporą kolację. Dla nich to normalne. Mnie to ciągle zaskakuje.
  ***
Co mnie też wkurza, i to dość mocno, to to, że moja rodzina wszystko mi mówi z pięciominutowym wyprzedzeniem. I nigdy nie pytają się mnie o zdanie. Wczoraj na przykład powiedzieli mi (h-tata i siostra) że mam się spakować, bo nocować będę w domu tejże siostry, a za parę minut mają być już na obiedzie. Zero pytania, zero czasu na jakiekolwiek pakowanie i zero wyjaśnienia dlaczego. I tak jest właściwie zawsze. Nie mam zielonego pojęcia kiedy,  gdzie i na ile czasu zaplanują kolejne wyjście (o ile w ogóle umieją planować). Ej może to ja jestem dziwna, ale to niedoinformowanie mnie wykańcza.
  
Nie wszystko jest jednak złe, i chociaż chwilowo w takim właśnie nastroju jestem, to wczoraj byłam w lepszym. Właściwie pół godziny temu też byłam w lepszym nastroju, bo spałam (fiesta). Wczoraj minęły dwa tygodnie od mojego przybycia i, specjalnie czy nie (tego nie wiem) h-tata zabrał mnie i siostrę do tej samej restauracji w której zatrzymaliśmy dwa tygodnie temu się po drodze z lotniska. W każdym bądź razie wtedy sobie uświadomiłam, że nie chciałabym być w żadnym inny miejscu na ziemi i że jestem tutaj 100% szczęśliwa.
  ***
A propos  kultury, to w piątek miałam pierwszą lekcję tanga. Było genialnie! Wymieńcy mają zajęcia raz w tygodniu i są doskonałym pretekstem, żeby sobie pogadać, ale również sam taniec jest wystarczająco fajny.  Jako że jestem ostatnia, która tutaj przyjechała, to wszyscy mieli już  przedtem ok. 4-5 zajęć więc byłam trochę niepewna na początku. Szybko się jednak okazało, że to jest nie tylko łatwe, ale i strasznie fajne. 
  ***
Nie powinnam narzekać na moją rodzinę, w końcu każdy ma jakieś wady, a oni się przynajmniej starają. Przed moim przyjazdem pomalowali mi pokój, ostatnio mi kupili nowe zasłonki a niedawno jeszcze zamontowali moskitierę. A host-tata sam z siebie wczoraj zaczął załatwiać mi lekcje jazdy konnej. A poza tym wszyscy są bardzo mili, tylko troch nieogarnięci (bardziej niż ja- to możliwe?)
   ***
Ps. Ej dzisiaj się dowiedziałam, że mam jeszcze pół-host-brata który się nazywa Balbino. I jeszcze pół host-siostry w Buenos Aires. Muszę kiedyś opisać sytuację rodzinną, bo to skomplikowane.
Nie pisałam, ale w zeszłym tygodniu byłam na pokazie tradycyjnego zaganianiu koni i bydła. Niestety się zgubiliśmy po drodze więc zdążyliśmy jedynie na ostatni pokaz.


Ot taki sobie widoczek. Robi się coraz cieplej i coraz ładniej, ale nie chce was przygnębiać, bo u was jesień.

4 komentarze:

  1. Czesc Kochana Savciu! Jak milo zobaczyc Twoj wpis. Wczoraj rozmawialysmy przez skype, tak sie ucieszylismy, gdy zobaczylismy Twoja sliczna buzke! Rozbawil mnie ten ostatni wpis w blogu: jak zapewne wiesz, twoja mama stara sie byc mega zorganizowana i uwielbia wprost planowac do przodu, co nie ukrywajmy, czesto wkurza twojego tate, ha ha... ale moze teraz przyznasz mi troche racji, ze planowanie czasami jest jak najbardziej na miejscu! Asado wyglada smacznie (choc ja od 1 wrzesnia nie jadam juz miesa), ciesze sie, ze jedzenie ci smakuje, moze jednak przyzwyczaisz sie do picia yerby? Apropos kawy... twoj brat Oscar ostatnio polubil kawe late i jak odbieram go z Coffee Heaven, to podkrada mi carmel machiato! Brak nam ciebie, jest tak cicho, tylko czasami najmlodszy mlodzieniec probuje wmawiac, ze on jest tutaj szefem! Buziaki, mama

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszcze ci tego asado i sam nie mialbym nic przeciwko temu, zeby sobie podjesc po 22:)
    Pisz jak najwiecej, bo fajnie jest poczytac o innych krajach i innych zwyczajach. A zwlaszcza o tym, co ciebie dziwi u nich, a ich u nas.
    Powodzenia, Olek

    OdpowiedzUsuń
  3. fenomenu yerby nigdy nie zrozumiem, nie smakuje mi ona zupełnie ale asado wygląda smacznie. tak samo jak argentyńskie pierogi! robi się coraz ciekawej i cieszę się,że piszesz bloga!! :)

    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jedzonko mniam mniam :) I też ktoś mi mówił, że obcokrajowiec myślał, że Polska jest na biegunie ;) A polski nie wydawał im się za bardzo "szeleszczący"? :) że prosili Cię o czytanie fragmentów non stop? :)
    BTW. fajnie czytać co nowego u Ciebie :)
    pozdr.
    Monika

    OdpowiedzUsuń